wtorek, 11 września 2012

O śmieciach i tym, jak sprzątanie świata może stać się odnajdywaniem gór w górach

Decyzja o tym, by jechać do Zakopanego – „sprzątać świat”, zapada z dnia na dzień. Tę wyprawę zapamiętam na całe życie.


To jeden z moich tekstów, który długo przeleżał w szufladzie. Przypomnę sobie o nim po siedmiu latach, bo tamtego pamiętnego września, w 2005 r., ktoś, kto temat mi zlecił – potem próbował podciąć mi skrzydła.

Nie ukrywam, że do Zakopanego jechałam z prawdziwą radością i bijącym sercem, gdyż Tatry to dla mnie szczególne miejsce. I obiekt wielu ciepłych wspomnień.

Ukłony w stronę Miry Stanisławskiej-Meysztowicz, osoby bez wątpienia wyjątkowej, która była założycielką Fundacji Nasza Ziemia i inicjatorką akcji sprzątania świata w Polsce; a którą miałam przyjemność poznać osobiście (więcej info tutaj). Cenię ludzi, takich jak ona – którym się chce.

* * * 

Na tatrzańskich szlakach porzucone przez turystów puszki czy butelki widać tylko gdzieniegdzie. Podobnych wrażeń dostarcza wizyta w Dolinie Pięciu Stawów. Choć to tylko pierwsze wrażenie.

Małe śmietnisko – odnalezione w miejscu starego schroniska, które spłonęło w 1945 roku, udało się już zlikwidować. W czasie akcji sprzątania Doliny Pięciu Stawów w 2004 roku ochotnicy ze Studenckiego Klubu Górskiego (SKG) z Warszawy, spod trawy, piachu i kamieni wydobywali głównie stalowe łóżka. Wielkie śmietnisko, które znajduje się na zboczu doliny, to już świadectwo działalności ludzkiej innego rodzaju. W ziemi znaleźć można przede wszystkim butelki po alkoholu, buteleczki po lekarstwach, słoiki, puszki, latarki, sprzęt kuchenny, buty. Jak się dowiaduję, to przedmioty, które pozostały po turystach odwiedzających tutejsze schronisko w latach 1953 – 1989. Wykopki w tym miejscu klub zainicjował w roku 2003 i – zdaniem Pawła Kucharskiego, prezesa SKG – powinny one zająć jeszcze trzy, do pięciu lat.

– Nie wiemy, jak głęboko śmieci są zakopane. Niewykluczone jednak, że do pomocy będziemy potrzebowali sporo rąk. Do tej pory nie mogliśmy narzekać na brak pracy – dodaje.

W 2003 roku dolinę, potocznie nazywaną Piątką, oczyszczono z trzech ton śmieci. W 2004 roku wyciąg towarowy zwiózł na dół ponad dziesięć ton odpadów.

Kierunek: Tatry Wysokie

Jest sobota, 17 września 2005 roku. Akcja Sprzątanie Świata – w ramach której mieszkańcy gmin wiejskich, małych miejscowości i dużych miast zbierają śmieci, trwa już od poprzedniego dnia. O godz. 7:37 z pociągu pospiesznego „Nosal”, który dotarł do stacji w Zakopanem, wysypuje się grupka młodych ludzi. Podstawione busy zabierają ich do Wodogrzmotów Mickiewicza, a stąd już – zielonym, a potem czarnym szlakiem, droga wiedzie bezpośrednio do doliny. Pogoda jednak wymarzona na wędrówkę nie jest: góry toną we mgle, zacina deszcz.

– Na pomysł sprzątania Tatr wpadłem w lipcu 2003 roku, prowadząc obóz wędrowny z Beskidu Sądeckiego, przez Pieniny i Tatry Słowackie, aż po Tatry Polskie. Pamiętam, przeraził mnie wówczas widok nieuprzątniętych śmieci tuż przy szlaku wiodącym na Trzy Korony. O małym i wielkim śmietnisku w Piątce jeszcze wtedy nie wiedziałem – opowiada Paweł Kucharski. – Pomogły mi służby Tatrzańskiego Parku Narodowego, akcję oczyszczania doliny ze śmieci udało się zorganizować w ciągu dwóch miesięcy. Odbyła się w tym samym czasie co Sprzątanie Świata, choć z tym przedsięwzięciem łączy nas tylko nazwa.

Na pytanie: dlaczego tego typu akcję zainicjował właśnie Tatrach, odpowiada, że ze względu na zainteresowanie, jakim cieszą się te góry. Statystyki podają, że rocznie przewija się przez nie blisko 2,5 mln osób. Prezes SKG chciałby, by tak samo licznie ludzie garnęli się do sprzątania tutejszych terenów.

Tymczasem grupa zapaleńców, którzy po dwu godzinach niestrudzonego marszu dotarli do schroniska w Piątce, dowiaduje się, że tego dnia sprzątania doliny nie będzie. Ziemia namiękła od deszczu, jest przez to ślisko i niebezpiecznie. Noszenie wypełnionych 80-litrowych worków po stromym zboczu grozi upadkiem.

Sprzątamy, co nasze

Wielkie śmietnisko jest tym, czego przeciętny turysta podążający do schroniska nie widzi. Kawał czarnej, rozoranej ziemi znajduje się tuż za kosodrzewiną, po prawej stronie. Gdy stanie się w tym miejscu, pod stopami aż trzeszczy szkło. Jak podkreśla Paweł Kucharski, noszenie dużych worków wymaga nie tylko siły, ale i uporu. Dobrze też mieć doświadczenie we wspinaniu się. By się tu dostać, pokonać trzeba urwisko, co łatwe nie jest. A mimo to, wśród uczestników akcji nie brakuje kobiet.

– Gdyby ten wyjazd miał na celu wyłącznie zdobywanie szczytów, nie zdecydowałabym się. Lubię wszelkiego typu akcje społeczne, chętnie się w nie włączam. Również sama inicjuję działania, dzięki którym można komuś pomóc lub zrobić coś pożytecznego dla otoczenia. Pamiętam, że jako uczennica szkoły podstawowej co roku zbierałam śmieci w ramach Dnia Ziemi – mówi Karolina Pacowska, absolwentka germanistyki na Uniwersytecie Warszawskim, obecnie studentka IV roku towaroznawstwa w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego.

– Segreguję odpady na co dzień, mam już takie ekologiczne nastawienie do życia – wtóruje jej Ewa Mosiej, absolwentka biotechnologii w SGGW.

Prócz gotowości do pracy społecznej, uczestników wyprawy łączy też pasja do gór. Jak się okazuje, wielu z nich ma za sobą kurs przewodnicki w SKG.

– Kurs niewątpliwie zmienia podejście do gór, uczy odpowiedzialności i szacunku dla natury. Prawdziwy turysta nie zostawia po sobie papierków na szlaku. A Tatry to dla mnie góry wyjątkowe – chciałbym przyczynić się do tego, by pozostały takie, jakie są – opowiada Tomasz Górski, prawnik z zawodu, na co dzień pracownik Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy.

Zejść ze szlaku

W niedzielę, 18 września okazuje się, że w nocy sypnęło śniegiem. Na tej wysokości, na której leży schronisko, jest teraz po prostu biało. Członków SKG utwierdza to w przekonaniu, że sprzątanie wielkiego śmietniska należy odłożyć do kolejnego roku. O godz. 9:00 zapada decyzja, że uczestnicy wyprawy rozejdą się w różne strony. I tak część zaczyna przeczesywać szlaki wokół Piątki, część wyrusza żółtym szlakiem przez Przełęcz Krzyżne do Hali Gąsienicowej, a stamtąd do Kuźnic. Są i tacy, którzy wracają do Wodogrzmotów Mickiewicza przez Dolinę Roztoki.

Znajduje się wreszcie grupa, która nie rezygnuje z szukania śmieci, jednak w tym celu udaje się aż do Słowackiego Raju, po drugiej stronie granicy. Efekt tych poszukiwań to mniej więcej 30 litrów odpadów, czyli kilka toreb. Są wśród nich puszki po piwie oraz oleju napędowym, butelki po napojach, opakowania po słodyczach.

– By znaleźć w Tatrach śmieci, najlepiej zejść ze szlaku. Bo na samych szlakach jest w miarę czysto. Tym, co zwraca uwagę, są jedynie niedopałki papierosów – komentuje Paweł Kucharski.

– Szlaki uczęszczane przez turystów są sprzątane regularnie od co najmniej ośmiu lat, firmy śmieciarskie niemalże depczą ludziom po piętach. Na przykład na drodze z Łysej Polany do Morskiego Oka, w sezonie służby sprzątające pojawiają się codziennie tuż przed zapadnięciem zmroku – mówi Stanisław Czubernat, wicedyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego.

Dodać należy, że na tej właśnie trasie jest w Tatrach najciaśniej. Wybiera ją 70 proc. spośród tych, którzy przyjeżdżają w góry.

Łączna długość szlaków wynosi 250 km. Na ich sprzątanie zarząd parku przeznacza rocznie 200 – 300 tys. zł, przy czym pieniądze pochodzą głównie ze sprzedaży biletów na teren TPN. Józef Chowaniec, który odpowiada tu za czystość, doliczył się, że tysiąc osób pozostawia po sobie 0,7 m3 śmieci.

Tajemnice Morskiego Oka
Turyści, którzy docierają nad Morskie Oko, wrzucają do stawu monety, wierząc, że dzięki temu wrócą w to miejsce. W akcję wyciągania monet zaangażowały się przed laty Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe i Tatrzański Klub Płetwonurkowy „Wanta”. Jezioro było czyszczone dwa razy w ciągu roku: wiosną (ćwiczenia własne TOPR) i jesienią. Działań tych zaprzestano w 2003 roku, na apel Rady Naukowej TPN. Stwierdziła ona, że wybieranie monet zakłóca naturalne życie ekosystemu zbiornika. Stanisław Czubernat, wicedyrektor parku, dementuje plotki, jakoby obecnie ze stawu wyławiali śmieci płetwonurkowie.
– W jeziorze nurkowali członkowie Akademickiego Klubu Podwodnego „Krab” z Krakowa, ale to miało miejsce siedem lat temu. Morskie Oko to dla płetwonurków bez wątpienia duża atrakcja. Co roku dostajemy dużo próśb i deklaracji posprzątania zbiornika – mówi.
Według najnowszych, tj. pochodzących sprzed pięciu lat pomiarów, Morskie Oko ma 51 m głębokości.

0 comments

Prześlij komentarz