piątek, 8 maja 2015

O tym, że często mylimy, kto i co myśli, i jakie z tego wnioski

Nie trzeba wikłać w to psychologii. Ale można. Próba zrozumienia naszych zachowań może być fascynującą przygodą, zapewniam. Mnie na przykład pozwala na większy dystans.


Moja córka lubi siedzieć w oknie. No może nie lubi – bo tego w istocie nie wiem, ale dość często jej się to zdarza. Nie, to nie będzie opowieść zakochanej mamusi, która świata nie widzi poza własnym dzieckiem. Dla uściślenia dodam jeszcze, że chodzi o okno balkonowe.

To, jak paluszkami wspina się po szybie – zaobserwowałam zimą. Byłam akurat chora i chyba przez tydzień nie wychodziłyśmy z domu. Pierwsza myśl? Tęskno jej za spacerem. Nie powiem, przejęłam się tym trochę, bo czułam się naprawdę źle i nie chciałam ruszać się z ciepłego domu. Zresztą i dla mnie brak spaceru był pewnego rodzaju wyrzeczeniem (cóż, takie to rozrywki mam tu, gdzie mieszkam). Ale z czasem epizody siedzenia w oknie zaczęły się powtarzać. I naszła mnie kolejna myśl: To chyba jednak nie tak… Nie tak, jak sądziłam pierwotnie.

Rozwikłanie zagadki nie było trudne. Oczywiście. Zabrzmi może nieładnie, przynajmniej dla tych wrażliwych na język, ale wykorzystałam mechanizm projekcji. To jeden z najczęstszych mechanizmów obronnych sfery świadomości. Owszem, kojarzyć się może z mrocznymi czasami Freuda, gdy rodziła się psychoanaliza i psychologia w ogóle, a celem metody było badanie nieświadomych konfliktów wewnętrznych – Wiedeń, końcówka XIX wieku. Jednak dziś psychologia mówi już jasno: projekcja to ni mniej, ni więcej, ale przypisywanie innym własnych intencji, myśli, uczuć czy różnorakich cech; i to nie tylko tych złych.

Przykładem może być właściciel psa, nieznający albo nieinteresujący się regułami, jakie rządzą psim zachowaniem, i przypisujący zwierzęciu ludzkie cechy oraz ludzkie sposoby przeżywania otoczenia. Jak mówią psiarze, do których ja osobiście nie należę, to częsta i wyrządzająca sporo szkód praktyka. Bo psa się nie tylko ma, ale trzeba go też uczyć i wychowywać. Czymś niewłaściwym, a może wręcz złym jest więc przyzwyczajanie czworonoga do leżenia na kanapie, spania w łóżku czy jedzenia ze stołu. Powiedzmy sobie wprost: to nie są psie potrzeby. Albo to: w psich oczach widzimy często emocje, które… myślę sobie: akurat sami przeżywamy. (Na tym być może polega fenomen dobrego „rozumienia się” z tym zwierzęciem?!)

I biznesowe podwórko. Szef, który nie ufa swojemu pracownikowi. Podobno, jeśli chodzi o kulturę nieufności, Polska wiedzie prym wśród europejskich krajów. Ktoś nawet próbował to zmierzyć. Wydaje się, że lwia część przedsiębiorstw, których to dotyczy, to firmy małe, rodzinne, bo ludzie (często przecież rodzice i dzieci) są tu uwikłani w rozliczne zależności emocjonalno-finansowe. Psycholog Katarzyna Korpolewska nazywa takie firmy spółkami cywilno-emocjonalnymi. Jak twierdzi, jest zrozumiałe, że zarządzający nimi będą źle traktowali swoich pracowników. Dlaczego? To za każdym razem osoby z zewnątrz, spoza świata ich i ich dzieci, burzące panujący, wygodny układ. Ktoś obcy, wróg, zagrożenie, może okraść lub oszukać – określenia te i podobne zaprzątają głowę przywódcy stada, stojącego na czele takiego przedsiębiorstwa i broniącego wstępu na swoje terytorium (por. „W co grają matki i córki”, Zysk i S-ka Wydawnictwo). A niech no jeszcze szef ma gorszy dzień, a ktoś mu się akurat nawinie pod rękę… Co usłyszy? Tak, tak, zgadliście.

Wracam do dziecięcego świata. Obrazek z życia. Gdy pochylamy się nad wózkiem i patrzymy na śpiące niemowlę, z rozrzewnieniem myślimy: Takie dziecko to ma dobrze! Tymi słowami może też nas zaczepić przechodząca obok pani. A dlaczego dobrze? – zapytał mnie kiedyś jeden z wujów. I postawił do pionu. Zmęczona matka z pewnością marzy o odpoczynku, tak jak ja, i z chęcią by poleżała. Lecz czy rzeczywiście kryje się za tym chęć powrotu do okresu zależności od innych osób?! No właśnie… Chyba jednak warto poprzyglądać się własnym myślom.

0 comments

Prześlij komentarz