czwartek, 20 listopada 2014

O kłóceniu się i słowach wypowiadanych za szybko, czyli ważne pytania

Rozwiązanie kłótni bardzo rzadko przychodzi natychmiast. Prawie nigdy. Słowom trudno nie ufać.


Nigdy wcześniej nie czytałam słów, które trafniej oddawałyby to, jak się kłócimy. Nie, nie chodzi o kłótnie takie jak z poradników asertywności albo jak te z filmów, a w szczególności – seriali: pozbawione emocji i ostrej wymiany zdań, bez komunikatów typu «ty», które zawsze są oskarżeniami. Gdzie strony wypowiadają swoje racje, z pełnym przekonaniem, że są to tylko i wyłącznie ich oceny; zaś druga osoba wie, że może się z tą opinią zgodzić bądź nie. To byłoby bardzo łatwe.

Słowa, o których wspominam, znalazłam w kalendarzu „Naszej Rodziny” na rok 1973, wydanym przez księży pallotynów. Stronę w książce oznaczyłam zakładką, planując, że wykorzystam to na blogu. Jednak minęły prawie dwa miesiące, książka leży w kącie i porasta kurzem, a ja próbuję stworzyć historię, którą m.in. dzięki tym słowom dałoby się opowiedzieć. Jednak nadaremno. Bo do tej pory nie natchnęły mnie one żadną myślą.

Może być tak, że pisanie o kłótni i szukanie pewnego rodzaju ogólników, oddaliłoby mnie od istoty rzeczy, czyli stwierdzenia, że jakąś historię każdy z nas nosi w sobie. Mam wrażenie, że często im więcej próbuje się powiedzieć, tym gorszy efekt. A szkoda mi miejsca na komunały. Dlatego słowa zamieszczam bez komentarza i bez retuszu.

„Jest nienawiść i chęć zabijania. Nie, nie z pistoletu. Słowami. Albo wytoczyć atak frontalny z ciężką artylerią i wszystkimi rodzajami broni: z niedyskrecją, kpiną, oszczerstwem, z wywlekaniem najbardziej intymnych spraw, z przytaczaniem nieistniejących dowodów – żeby na przedpolu nie zostało nic, żeby zrównać z ziemią, zniszczyć, zlikwidować. Albo wepchnąć jak sztylet uwagę, złośliwość, tak mimochodem, na marginesie, ale w momencie wyczekanym, kiedy jest pewność, że chwyci, że zapadnie w głąb duszy.

A potem cieszyć się owocem swojej akcji, gdy od tych ofiar ludzie odwracają się jak od trupów.

Powiedz sobie wreszcie, że nie chcesz wygrywać pojedynków słownych. Nie usiłuj zaklepywać swojej racji błyskotliwym powiedzeniem. Zaufaj człowieczeństwu swojego rozmówcy, uwierz, że słowa trwają dłużej niż ich wypowiedzenie, że on nieraz jeszcze do nich powróci, że jeszcze nieraz wypróbuje twoje i swoje argumenty”.

Chciałoby się zapytać: co te trzy akapity z wami robią? I w ogóle, o czym jest to nasze kłócenie się? Zastanawialiście się nad tym kiedyś?! Czy kłótnia to tylko zgliszcza, czy też po fakcie zadajecie sobie jakieś pytania? Sądzę, że warto. Słowne pojedynki pewnie nie znikną z krajobrazu naszych relacji, częstokroć mogą jednak przebiegać w inny sposób.

0 comments

Prześlij komentarz