poniedziałek, 3 listopada 2014

O mówieniu nie wprost i czy warto zwracać uwagę na gesty

Foto: arch. pryw.

Czy to ważne, co robimy i jak się zachowujemy, kiedy rozmawiamy? No to prześledźmy temat, na przykładach.


Są momenty, kiedy noszę moją córkę w chuście po domu. Kuchnię mam dość oddaloną od pokoju, w którym zazwyczaj przebywa i czasem wydaje mi się, że sama pozostaje trochę za długo. Poza tym chciałabym jej pokazać i wytłumaczyć, co robię. A jeśli nie jest to krojenie, czyli nie używam akurat noża bądź innych ostrych narzędzi, to czemu nie?! Taki kontakt z niemowlęciem, które jest niesłychanie ciekawe świata i interesuje je każdy twój ruch, ma w sobie coś magicznego. Bo to jest kontakt na zasadzie partnerstwa, jak równy z równym – możliwy dzięki temu, że dziecko jest przy tobie, czyli na twojej wysokości (jego głowa niemalże na wysokości twojej). Prawdę mówiąc, nie wyobrażam sobie tłumaczenia świata i opowiadania o poszczególnych czynnościach z pozycji osoby dominującej. Czyli wówczas, gdy ja stoję, a ona siedzi, przykładowo na leżaczku-bujaczku. Próbowałam, ale zacinam się już po pierwszym zdaniu. Myślę, że w drugą stronę też to działa. A i zapewne są jakieś badania potwierdzające, że dzieci traktowane w ten sposób rozwijają się gorzej, przynajmniej w sferze emocji.

Przypomina mi się film oglądany na studiach, na zajęciach dotyczących rodziny z dzieckiem o zaburzonym rozwoju. Matka i córka spotykają się po latach, jednak nie w domu którejś z nich, lecz w neutralnym miejscu. Bo nie mają, do tej pory nie miały żadnego wspólnego życia, doświadczeń, języka. Jest dystans, a one dopiero będą próbowały budować ze sobą relację. Wykładowczyni zapytała nas, czy coś szczególnie zwraca naszą uwagę w tym spotkaniu. Słychać głos, że owszem – panie siedzą przy stole popijając kawę czy herbatę, ale obok siebie, nie naprzeciwko. Znów na pozór nieistotne położenie względem siebie głów i twarzy. Tej drugiej nie trzeba jednak patrzeć w oczy i panie dzięki temu czują się bezpiecznie.

Pozycje, w jakich „ustawiamy się” rozmawiając z drugim człowiekiem, mają duże znaczenie. A głowa, jak sądzę, szczególnie. Casus, który zapewne wielu z nas zna z autopsji: gdy szef wzywa do gabinetu, to on – już z samego założenia – będzie na wygranej pozycji; mimo że siedzi, a jego głowa znajduje się niżej. Dlaczego? Bo drugiej osobie nie musi patrzeć w oczy.

W psychologii dużo mówi się o mowie ciała. Gest uznawany niemal za sztandarowy, który wskazuje na tworzenie bariery między nami a rozmówcą, to jednak ręce skrzyżowane na piersi. Pozycja zamknięcia. „Ludzie, którzy rozmawiają z rękoma założonymi na piersiach, są odbierani jako bardziej chłodni i negatywnie nastawieni niż osoby nietworzące barier”. Dla ekspertów, wyjaśniających taką postawę, istotne jest nawet, czy ręce są ściśnięte bardzo mocno, czy też lekko. To pierwsze oznaczać miałoby lęk, a drugie agresję i arogancję. Wow! Nie, nie kwestionuję założeń psychologii komunikacji. Zastanawia mnie jedynie, czy aby nie za głęboko brniemy z analizą tego, co ktoś chce nam powiedzieć nie używając języka.

Osobiście odpowiedzi próbuję szukać, patrząc w oczy lub pytając wprost. Dość dawno przestałam się też przejmować tym, że ludzie zasłaniają się różnego rodzaju gadżetami i że to COŚ ZNACZY. Poza rękami może to być bowiem kartka papieru, książka, torebka, bukiet kwiatów czy słynne biurko szefa, za którym ów siedzi… Szkoda mi na to czasu.

0 comments

Prześlij komentarz