poniedziałek, 15 września 2014

O jesieni i tym, że chorowanie na depresję jest przereklamowane

Gdy otwiera się worek z napisem: depresja, mogą się z niego wysypać naprawdę różne rzeczy.


Nadchodzi czas, którego niektórzy nie znoszą. Jesień. Dni stają się coraz krótsze, słońca jest coraz mniej – raczy nas już w niewielkich dawkach. Idę na spacer przegonić chandrę – to zdanie w mojej głowie pojawiło się już w zeszłym tygodniu. Teoretycznie za wcześnie, bo pierwsze oznaki jesiennego smutku z reguły występują w październiku. Taki smutek mija jednak samoistnie.

Spacer jest dobrym sposobem, by zacząć myśleć bardziej pozytywnie. Inne, na pewno znane wszystkim sposoby, to spotkanie z przyjaciółmi, dobre jedzenie, dobra książka albo muzyka, odprężająca kąpiel w ziołach, zakupy.

Ważne jest, by zatroszczyć się o miłe spędzenie czasu. Zrobić coś przyjemnego dla siebie. Warto też pamiętać o diecie, bogatej w witaminy i mikroelementy, by po jedzeniu nie czuć się sennie.

Obniżenie nastroju jesienią albo wtedy, gdy ta się zbliża – to coś naturalnego, znanego ludziom od wieków. Nasz zegar biologiczny rozstraja się, więcej czasu spędzamy w domu i mamy mniej ruchu. Nie można więc od razu się nastawiać, że coś z nami jest nie w porządku.

Oczywiście, różnie to można nazywać. Poza określeniami, których użyłam – również gorszym samopoczuciem, melancholią czy depresją. Ale tu tkwi haczyk. Bo właśnie ostatnia z nazw skłania do myślenia, że cierpimy na tę wyjątkowo ponurą, choć popularną dzięki mediom chorobę. Niezwykle łatwo przypisać sobie objawy depresji. Koncerny farmaceutyczne skutecznie uczą nas je rozpoznawać. Pokusa, jaka się wtedy pojawia, to właśnie sięgnąć po tabletki. Jednak te często działają po prostu jak placebo – dobrze czujemy się po nich tylko dlatego, że coś łyknęliśmy.

Z drugiej strony, warto mieć na uwadze, że miesiące jesienne, a potem zimowe sprzyjają spotkaniom rodzinnym, a co za tym idzie – myśleniu o rzeczach, które wielu z nas wolałoby wypchnąć z pamięci. Chodzi o kryzysy rodzinne, poczucie osamotnienia, konflikty w związkach. W niejednym przypadku może się okazać, że ktoś ma poważniejszy problem, i wtedy potrzebna jest pomoc psychoterapeuty.

Myślę, że na początek dobrze jest zacząć odróżniać depresję sezonową od tej prawdziwej. A może mniej skupiać się na własnym przygnębieniu. Kiedyś przecież tego stanu emocjonalnego nie próbowano nazywać ani wyjaśniać. Osobiście wolę myśleć, że dopadła mnie chandra. Jestem pewna, że używając sformułowania: mam depresję, i powtarzając je sobie w głowie – czułabym się jeszcze gorzej.

0 comments

Prześlij komentarz