czwartek, 21 marca 2013

O tym, że na bycie cenioną trzeba sobie zapracować

Foto: arch. pryw.

Pracowałyśmy w tej samej redakcji, ale w różnym czasie, i nasze szlaki tutaj nigdy się nie przecięły. Agnieszka Wrocławska jako dziecko lubiła budować mosty z piasku, a w szkole dobrze się czuła w przedmiotach technicznych. Dziś jest związana z Mostostalem i z kolei tu przeciera zupełnie inne szlaki. Jak mówi, udowodniła, że choć jest kobietą, nie musi walczyć o to, by ktoś ją zauważył.


Jak wcześnie wiedziałaś, że chcesz zostać inżynierem?

O tym, że pójdę na studia, wiedziałam już w szkole podstawowej, choć po maturze jeszcze zastanawiałam się nad kierunkiem. Skończyłam technikum budowlane i miałam kilka pomysłów: konserwacja zabytków – bo to mnie pociągało i dość dobrze rysowałam, architektura albo właśnie inżynieria lądowa. Dlaczego budownictwo? Pamiętam, że jako dziecko w piaskownicy z zapamiętaniem budowałam drogi, tunele, mosty. Z klocków budowałam domy. Na to, że moje dziecięce fascynacje mogły mieć związek z późniejszymi wyborami, wpadłam dość późno. A poza tym przedmioty techniczne nigdy nie sprawiały mi problemu.

Pewnie byłaś dobra z matematyki i fizyki?!

Właśnie nie. Owszem, z fizyką nie miałam kłopotów, ale z matematyką bywało różnie. Wydaje mi się, że nie przykładałam się do niej tak jakbym mogła. Problemy z tym przedmiotem miałam jeszcze przez pierwszy rok studiów. Bo pierwszy rok, a właściwie dwa to głównie nauka matematyki i mechaniki. Na szczęście spotkałam ludzi, którzy dali mi szansę nadrobienia zaległości. Ukłon w stronę ówczesnego dziekana wydziału.

A jak wyglądała ścieżka kariery zawodowej?

Piąty rok studiów to początek współpracy z Muratorem. To był dosłownie epizod, uczestniczyłam w projekcie „Dom dostępny”. Z wydawnictwem związałam się jednak na dłużej, bo potrzebowałam pieniędzy. Przyjęto mnie do redakcji Muratora PLUS. Okazało się, że samodzielne opracowanie artykułu poszło mi całkiem nieźle. Zostałam tu przez półtora roku. Odeszłam, gdy zapadła decyzja, że Murator PLUS nie będzie wychodził w druku. Potem robiłam projekty na własną rękę. Zanim trafiłam do Mostostalu, przez Muratora przewinęłam się jeszcze raz. Po drodze był też Bertelsmann wraz z magazynem „Budownictwo fachowe” oraz jedno wydanie „Budownictwa sportowego”. W Mostostalu zaczynałam jako zwykły, szeregowy pracownik, w dziale przygotowania ofert. Gdy przyszedł czas na praktykę, w styczniu 2003 roku wysłano mnie na budowę obwodnicy Wolina. Byłam inżynierem ds. rozliczeń i przygotowywałam dokumenty potrzebne do rozliczania robót między inwestorem a wykonawcą. Potem pracowałam na budowie metra w Barcelonie, a jeszcze potem w Madrycie – w centrali naszego głównego akcjonariusza Acciony. Tam zajmowałam się informatycznym systemem wspomagającym zarządzanie firmą, który później mieliśmy wdrażać w Polsce. Ostatecznie zdecydowano tego nie robić. W dziale wycen, już w pionie inżynierskim jestem od 2005 roku.

Czy uważasz, że budownictwo to dla kobiety trudna droga?

Myślę, że nie. Ale trzeba mieć predyspozycje do pracy w tej branży, czyli np. być silnym, pewnym siebie, zdecydowanym. Niewątpliwie trzeba też mieć wiedzę i wykazywać się nią – po to, by pokazać, że umie się analizować, że jest się partnerem, a nie przysłowiową blondynką. Jeśli się to udowodni, płeć nie ma już znaczenia. Oczywiście, kobiety mają też cechy, które predysponują je do tej pracy: są np. bardziej dokładne niż mężczyźni. A jeśli ona nie poradzi sobie na budowie, bo jest – powiedzmy – za delikatna, za mało przekonująca dla robotnika, do którego trzeba zwrócić się bardzo dosadnie, może poszukać pracy w jej otoczeniu: w biurze budowy, jako rozliczeniowiec, w dziale przygotowania produkcji. Duża firma, budująca mosty czy drogi, zatrudnia podwykonawców i właśnie przy przygotowywaniu umów z nimi, negocjowaniu warunków współpracy kobiety są mile widziane. W Mostostalu pracuje ich bardzo dużo. Poza tym, dzięki obecności kobiet relacje między pracownikami są zdrowsze.

Ale kobiety na tych samych stanowiskach zarabiają mniej niż mężczyźni…

Nie zgadzam się.

Statystyki, do których dotarłam, pokazują, że panie zarabiają zdecydowanie mniej i mogą czuć się dyskryminowane. Mężczyźni, z którymi o tym rozmawiałam, twierdzą, że powodem wyższego wynagrodzenia jest zapewne bardziej odpowiedzialna praca.

Nie uważam, że robienie wycen – tak jak w moim przypadku – to praca mniej odpowiedzialna. Co do pensji, to ta mnie zadowala. I z tego, co się orientuję, u mnie w firmie nie ma dysproporcji w wynagrodzeniach. Jeśli osoba się sprawdza, dostaje za to odpowiednie pieniądze. Myślę jednak, że jeśli kobieta bardzo angażuje się w pracę, a mimo to uważa, że nie jest doceniana, powinna umieć upomnieć się o swoje: iść do szefa i dać mu konkretne argumenty. Mam wrażenie, że wina często leży po stronie kobiet. Chciałyby lepiej zarabiać, ale zapominają o jednej rzeczy: żeby dostać, trzeba też wiele z siebie dać. Porównywanie się z kolegą czy koleżanką będzie prowadzić do frustracji, bo ci może rzeczywiście pracują więcej, lepiej, są aktywniejsi.

Kiedy bycie kobietą jest atutem, a co – mimo wszystko – jest dla niej trudne?

Mnie najtrudniej było zaakceptować to, że choć praca na budowie jest tak pasjonująca, ta rzadko znajduje się blisko domu. Nierzadko trzeba podejmować ryzykowne decyzje, trzeba też być wytrzymałym fizycznie. Stwierdziłam, że nie jestem stworzona do tego typu pracy. Owszem, ważny jest dystans do własnej płci, ale kobieta nie powinna udowadniać, że może tyle albo więcej niż mężczyzna. Powinna akceptować swoją kobiecość i starać się być dobra w tym, co robi. Znaczenie mają urok osobisty, poczucie humoru, intuicja. Przede wszystkim zaś wiedza i kompetencje.

Proszę o rady, wskazówki dla dziewczyn, które chciałyby zostać inżynierami albo nieśmiało o tym marzą, ale przeszkadza im w tym właśnie stereotyp.

No to radzę, żeby się nie bały. Powinny uwierzyć w to, że są silne, dobrze zorganizowane, skrupulatne, ambitne i coraz bardziej niezależne. A po studiach budowlanych będą miały różne możliwości pokierowania swoim życiem. Mogą zostać na uczelni – jeśli tam im się spodoba, mogą połączyć studia z pracą. W czasie studiów warto włączyć się w działalność różnych organizacji: organizacji technicznych, kółek zainteresowań, klubów sportowych, kółek tanecznych, chórów. To doskonałe miejsce nie tylko do rozwijania swoich pasji, ale i tzw. otrzaskania się. Dobrych znajomych ze studiów spotyka się potem w tej samej firmie – tak jak ja w Mostostalu. Albo okazuje się, że do stołu negocjacyjnego zasiada się z dawnym kumplem. W budownictwie trzeba dać troszeczkę z siebie, a jeśli nie troszeczkę, to trochę więcej. Myślę, że ta praca jest tego warta.

Rozmowę przeprowadziłam dla serwisu Muratorplus.pl, publikacja: 21.04.2008
(Na zdjęciu, na koparce widzicie moją córkę M.)

0 comments

Prześlij komentarz